Zakaz handlu w niedzielę. Kto zyskał, a kto stracił do tej pory?

ważna wiadomość

Redaktor naczelny Karol Jaszewski

0 udostępnij na FB

Ustawa o zakazie handlu w niedziele, która weszła w życie w marcu br., od samego początku budzi kontrowersje. Jedni mówią, że odbiera studentom dziennym możliwość pracy. Inni, że wbrew założeniom szkodzi najmniejszym przedsiębiorcom. Opinie są podzielone, a obiektywna ocena praktycznie niemożliwa. Jest jednak kilka wniosków, które po czterech miesiącach można wyciągnąć.

Największy wygrany i największy przegrany – stacje paliw i najemcy galerii handlowych

Zgodnie z prognozami, stacje paliw skorzystały na wprowadzeniu ustawy najbardziej. Wzrost sprzedaży jest o wiele wyższy, niż przewidywano. Oczywiście na pewno wpływ miała na to kwietniowa i czerwcowa pogoda sprzyjająca zabawie na świeżym powietrzu. Ale działkowicze wybierający się na grilla to nie jedyne grono konsumentów, jakie miało wpływ na drastyczny wzrost obrotów. Dla każdego palacza niedziele niehandlowe są prawdziwą zmorą. Zgodnie z ostatnimi badaniami CBOS, przeprowadzonymi w 2016 roku, około 25% dorosłych Polaków sięga codziennie po papierosy[1]. Naturalne jest więc to, że w niedzielę szukają oni otwartego sklepu z wyrobami tytoniowymi, a często jest to całodobowa stacja benzynowa.

Z kolei – również zgodnie z przewidywaniami analityków – najemcy galerii handlowych już w drugim miesiącu obowiązywania ustawy zaczęli zgłaszać poważne starty w obrotach. Wcześniej oblegane przez Klientów centra teraz świecą pustkami. A znajdujące się w nich – otwarte – lokale gastronomiczne, kina czy kręgielnie notują drastyczne spadki liczby transakcji.

Średni i mali przedsiębiorcy zgodnie z planem, hipermarkety i dyskonty nie do końca

Mimo początkowych protestów ich właścicieli, szybko okazało się, że kolejną grupą, która skorzystała na wprowadzeniu ustawy, są sklepy dużego formatu i supermarkety wielkopowierzchniowe. Mimo braku obrotów w niedziele, Klienci tłumnie odwiedzają je w piątki, soboty i poniedziałki obok wyłączonych z handlu niedziel. Nieprzyzwyczajeni Polacy przygotowują się do zamknięcia sklepów przez jeden dzień jak na tygodniowy wyjazd. A duże formaty na tym korzystają. Organizowanie promocji w odpowiednich momentach na pewno ma w tym swój udział. Co nie zmienia faktu, że wbrew założeniom właścicieli, dyskonty i hipermarkety radzą sobie całkiem nieźle.

Z kolei średni i mali przedsiębiorcy odnotowali przewidywany wzrost. Zarówno liczby transakcji, jak i kwot na jakie opiewają. Oczywiście – tak jak w przypadku stacji benzynowych – wpływ miała na to również pogoda. Co nie zmienia jednak faktu, że właściciele osiedlowych sklepów są jednymi z beneficjentów wprowadzenia w życie ustawy o zakazie handlu w niedziele.

Co z pracownikami?

Tutaj sprawa nie jest taka prosta, jak rzucenie kilku faktów i garści statystyk. Na pewno pełnoetatowi pracownicy popularnych dyskontów czy sklepów w galeriach handlowych, którzy mają rodziny, są w większości zadowoleni z zakazu. Z kolei Ci zatrudnieni w sklepach, które starają się ominąć ustawę przez podszywanie się pod placówkę pocztową, mają prawo czuć się oszukani i potraktowani niesprawiedliwie przez pracodawcę.

Co ze studentami dziennymi? Na pewno tracą oni możliwość zarobku w dużych sklepach. Jednak trzeba pamiętać o tym, że nie zatrudniają one zbyt wielu pracowników weekendowych. Z drugiej strony, zakaz handlu otwiera przed studentami możliwość negocjacji z właścicielami stacji benzynowych. Czy punktów z prasą lub wyrobami tytoniowymi, którzy z pewnością chcą wycisnąć z faktu, że zakaz ich nie obowiązuje. Można w zasadzie powiedzieć, że „punkt widzenia zależy tu od punktu siedzenia”.

[1] https://www.cbos.pl/SPISKOM.POL/2016/K_138_16.PDF

Czytaj również

Oceń: